Mianie laptopa najlatwiej docenic w pociagu. Mozna sobie siasc i pisac jak wielkie panicho, mozna siasc i poogladac szare filmy obsypane Berlinskimi Lwami albo kolorowe romanse z niewiarygodnym zakonczeniem (jestem pro) albo puscic sobie ABBA The Definite Collection i po raz kolejny zrobic wow, now this is really really good.
To smutne, ze mezczyzni unikaja sluchania Abby poza parkietem i poza byciem zmuszanym do jej sluchania przez dziewczyny. Mam pewne przemyslenia w tej materii i teraz sie nimi podziele: Abba w swojej naturze kolorowa, lsniaca i wypasiona, jawi sie hetero-facetom jako wielka gejowska piwonia. Wielka, homoseksulana wpadajaca w ucho teczowa piwonia ociekajaca spermą. (taak, "ociekająca spermą", uuuuuu) Wiem, ze tak jest i nie ma sensu tego dluzej ukrywac, chlopacy heterycy.
Wielki blad popelniasz jeden z drugim nie sluchajac Abby. Skoro Daft punk jest ok, i skoro Hercules and the Love Affair, i Madonna i skrzypkowe REM i wszystko co operuje disco-blingiem i potega harmonii oraz obciachowymi meskimi chórkami...skoro to wszystko jest ok, to unikanie Abby jest czysta hipokryzja Mezczyzna który docenia Abbe to mezczyzna który lepiej rozumie kobiety i sam nie ucieka przed wlasna animą. Wiem cos o tym, poniewaz mam łeb nie od parady.
Abba rzadzi, boys. Zdejmijcie gorsety, otwórzcie serca i umysly, it's time for a CHANGE. (CHAAAAAAAANGEEEEEEEEEE!) niechaj skonczy sie czas umyslowej impotencji, poswiecony negatywnej intencji
To pisalam ja, Zderzak Stanislaw z łodzi, przy dzwiekach "Dancing queen", w pociagu tanich linii kolejowych relacji ck-kra.
Ps.Przeczytałam i doszłam do wniosku, że to jest naprawdę powierzchowne ujęcie szerokiego zagadnienia jakim jest przeżywanie muzyki ze względu na płeć/płeć mózgu. Tego, że konkretna muzyka niesie ze sobą bardzo silne, sugestywne przesłanie dotyczące genderu, etc. I tego, że na przykład kobiet nie obowiązują w tej materii tak sztywne reguły- myślę. I takie inne. Nie mam siły rozwijać tematu, i też mi się nie chce, ale to w sumie jest ciekawe. Pomyślę o tym jutro przy kawie, jedząc kanapke z pasztem, patrząc przez okno na bezkresne dachy, będąc polską carrie bradszo.
dawno nie pisałam to pewnie dlatego że moje życie obfituje ostatnio w wydarzenia (hydraulik, jutro, 18ta)
Ale do rzeczy, to the thing. znalazłam ten song na tubie, i już go wysłałam trzem osobom aż w końcu stwierdziłam, ze należy go jeszcze bardziej spopularyzować ponieważ warto. Ponieważ to arcydzieło. Już to mówiłam ale powtórze. Kawałek ten napisał szatan. Jest to okrutna, kiczowata, żerująca na najbardziej podstawowych lękach ludzkich maszyna do wyciskania łez. Smyki, śpiwające dzicioki, tekst pisany z perspektywy szkraba. Jakże łatwo sprawić abyśmy płakali. Ja tam się nie wzbraniam.